środa, 25 marca 2015

Recenzja: Circle Lens; Barbie (Dueba) - Kira Kira Violet

Witam Was, kochani!
Niestety znów pojawiła się dłuższa przerwa spowodowana faktem, iż nie zdążyłam zrobić zdjęć do recenzji przed wyjazdem do Niemiec. Wróciłam dopiero dziś rano i po odespaniu bardzo niewygodnej podróży, rozpieszczeniu osamotnionej kici, ogólnej krzątaninie po domu i niemal godzinnym zrzucaniu zdjęć z wyjazdu w końcu jestem.
Nie jestem pewna, czy powinnam łączyć recenzje z opisem niesamowicie wciągających historii z mojego życia i towarzyszącymi im zdjęciami. Dziś jednak zaryzykuję i przy tym mam nadzieję, że ostatecznie będzie to interesujące.
A więc znajdowałam się konkretnie w Norymberdze, pięknym mieście historycznym obfitującym w katedry różnych epok. Jak wspominałam, kocham architekturę i podziwiam ją każdą komórką swojego ciała. Niestety czasu mieliśmy bardzo niewiele i razem z moim narzeczonym odwiedziliśmy zaledwie kilka zabytków, między innymi widoczne na poniższych zdjęciach kościoły, czy też imponujący średniowieczny zamek norymberski.  Naprawdę żałuję, że nie byłam w stanie zobaczyć ich więcej; jednak z pewnością odwiedzimy to miasto jeszcze wiele razy w trakcie wizyt u mojej przyszłej szwagierki. (๑>ᴗ<๑)

 




 Ostatnie zdjęcie już nie jest z Norymbergi, tylko ze wsi położonej niedaleko. Tam odbyła się piękna ceremonia ślubna, która była celem naszej wizyty. A te kuce były tak piękne, że nie mogłam się powstrzymać żeby nie zrobić zdjęcia, no bo.. wyglądają jak jednorożce, prawda? (⁎⚈᷀᷁▿⚈᷀᷁⁎)
A wracając na Ziemię, przejdźmy do głównego tematu tego posta. W zasadzie powyższa część miała być dłuższa, jednak chyba zrobię osobny wpis o mniejszych i większych drobiazgach dziejących się w mojej codzienności.

✿  Barbie, Kira Kira Violet

 marka: Barbie (Dueba)

średnica: 16,2mm

uwodnienie: 38%

moc: -7.00 dioptrii

trwałość: 12 miesięcy

Jest to para, którą kupiłam wieki temu na Uniqso. Jeśli mam być szczera, to były to soczewki których zakup najbardziej mnie ekscytował. Z początku nastawiałam się na model szary jednak pomyślałam, że może warto spróbować fioletu - bo przeważnie na jasnych oczach nie prezentuje się zbyt intensywnie. Miałam silną nadzieję, że moje oczy zyskają chociaż trochę fiołkowy odcień.. Niestety w tej kwestii mocno się zawiodłam.

wygoda: /5
Są niesamowicie wygodne, nie mam z nimi żadnych problemów. Zupełnie niewyczuwalne na oczach, które zaczęły mi się przesuszać dopiero po dziesięciu godzinach noszenia (zdarzyło mi się aż dwa razy pod rząd).
kolor: /5
Fiolet? Z pewnością nie na moich oczach. Gdy zapytałam parę osób, efekt nikomu nie skojarzył się z ich faktycznym kolorem. Na obrazkach czy w pojemniku fiołkowy odcień prezentuje się naprawdę wdzięcznie. Jednak nie ma najmniejszego przełożenia na rzeczywistość. Sprawia wrażenie najwyżej jakiegoś ciepłego niebieskiego odcienia.
efekt: ❀/5
 Powiększenie ostatecznie jest duże chociaż mi samej wydaje się, że efekt jest znacznie mniejszy niż u mojej poprzedniej pary I.Crystal Grey. Poza tym, wyglądają bardzo ładnie, jednak w dalszym ciągu nienaturalne.. Choć po ich założeniu na wesele usłyszałam wiele komplementów odnośnie oczu. (❁´‿`❁)
Od góry widać porównanie z moją naturalną tęczówką, światło naturalne, efekt lampy błyskowej i półcień.
Zdjęcia posklejane dosyć nierówno, oczy zmęczone ciągnącymi się chorobami i nieszczęsne plamki tuszu do rzęs spowodowane zbytnim pośpiechem.

Ostatecznie sam print soczewek i ich lekko dramatyczny efekt niezbyt mi odpowiada do codziennego noszenia. Przewiduję również, że z eksperymentów z fioletem póki co się wycofam. Jednak aktualnie są to najwygodniejsze soczewki jakie posiadam więc gdy wiem, że czeka mnie dłuższy dzień - wybieram właśnie te.
A co Wy o nich sądzicie? (❁´‿`❁)

 

  W chwili obecnej jestem w posiadaniu jeszcze tylko jednej pary, dlatego przymierzam się do zamówienia w najbliższym czasie. Możecie się spodziewać dalszych poszukiwań idealnych soczewek na co dzień dla jasnych oczu a także.. eksperymentu z brązem! ヾ(๑╹ヮ๑)ノ”
Natomiast moja cera niestety płata mi figle i znów zaczęła się przetłuszczać. Choć najczęściej po kontakcie z wodą jest okropnie sucha, to po godzinie wraca do "normalnego" stanu. W związku z tym jest kilka kosmetyków, które muszę odłożyć na półkę bądź sprzedać. Próbowałam ich używać, jednak na dłuższą metę się nie sprawdzają.
Pozdrawiam Was ciepło!
http://ask.fm/reosia
https://www.facebook.com/princesschatte
https://www.facebook.com/HimeChatte
https://www.tumblr.com/dashboard
https://www.tumblr.com/dashboard


wtorek, 3 marca 2015

Recenzja: TonyMoly, Petite Bunny Gloss Bar (juicy peach)

Hej, kochani!
Trochę inaczej niż dotychczas, piszę zaledwie po tygodniu od poprzedniego posta. Chciałabym być bardziej regularna i pisać chociaż raz na dwa tygodnie. Mam nadzieję, że w archiwum bloga już nie będzie sytuacji, że widnieje jeden wpis na miesiąc.
Fanpage również bardzo powolutku zdobywa nowe polubienia, jednak każde kolejne odbieram z mocnym biciem serca. Dziękuję Wam za to.

W konkursie Gatty, o którym poprzednio wspominałam zaszła śmieszna sytuacja. Otóż po interwencji prawników w sprawie wyników, postanowiono mi przyznać pierwsze miejsce! (๑>ᴗ<๑) Piszę Wam to abyście się nie zdziwili, gdy nagle pojawi się wpis o tygodniowym wyjeździe do Australii hihi. Jednak jako że w Sydney już nadchodzi jesień postanowiliśmy z moim narzeczonym, że rozsądniej będzie jechać na granicy listopada z grudniem, gdy będzie kończyć się wiosna. Mimo to, troszkę przeraża mnie wizja takiej podróży - prawdopodobnie nigdy nie będę dalej od domu niż wówczas.

Chciałabym podzielić się z Wami również nowiną o nowej lokatorce w naszym domku. Przygarnęliśmy pod swoje skrzydła półroczną kotkę rasy Maine Coon. Jest piękna, delikatna i bardzo kochana, choć nieśmiała. Całe życie czekałam na to, aby móc ją przytulić. (◡‿◡✿) Gdy tylko uda mi się zrobić jej ładne zdjęcia w stosownym oświetleniu, z pewnością zobaczycie je na moim Instagramie.
Po długim wstępie, przejdę wreszcie do istoty tego wpisu.
Zapowiadałam recenzję pomadki, która wchodziła w powyższy zestaw.


 TonyMoly, Petite Bunny Gloss Bar
(juicy peach) 
 Jest to jeden z produktów z serii Bunny od TonyMoly. Szukałam niedrogiej pomadki w ładnym opakowaniu. Opakowanie natychmiast przemówiło do mojej próżności, a już po chwili znalazł się w moim koszyku.
Według opisu zawartym na stronie Azjatyckiego Zakątka, od którego go otrzymałam: "Petite Bunny Gloss Bar jest to produkt pośredni między pomadką, a błyszczykiem. Produkt zawiera witaminę E oraz ekstrakt z jagody, dzięki czemu usta stają się gładkie jak u dziecka oraz są odpowiednio nawilżone.". Jak to wygląda w praktyce?
 Niestety, moja skóra jest dość kapryśna. Moje wargi często są spękane i suche. Odkąd pamiętam gdy tylko dopadnie mnie stres usta straszliwie mnie pieką. Wówczas masakruję je do tego stopnia, że wiele pomadek nie potrafi mi pomóc w ich regeneracji. Najczęściej pierzchną lub pieką jeszcze bardziej.
Petite Bunny Gloss Bar bardzo mi w tym pomógł. Moje usta reagowały na niego dokładnie jak w opisie Zakątka. Z czasem niestety "uodporniły się" na jego działanie i już jest krótkotrwałe - lecz to inna historia.
Z pewnością działa wygładzająco, moje usta stają się po nim mięciutkie i nawet te ostre skórki przestają być ostre.
 Jak już było wspomniane, produkt jest pomadką połączoną z błyszczykiem. Wydaje mi się całkiem zbliżony do szminki. Ma słabe krycie, na moich ciemnych ustach ledwo widoczne. Nie błyszczy się zbyt mocno, powiedziałabym że minimalnie.
Tak prezentuje się na moich ustach (za których opłakany stan musicie mi wybaczyć, ostatnio bardzo dużo się stresuję).
 
Jak widać, na zdjęciu na którym mam pomadkę moje usta są o wiele gładsze. Niestety taki stan utrzymują krótko po starciu pomadki. Jednak jest to na pewno spowodowane wcześniej wspomnianym faktem.

Uważam, że pomadka jest godna polecenia. Choć nie ma zbyt mocnego krycia, nadaje im delikatny odcień i jednocześnie regeneruje.
 

Już niedługo do mojej kosmetyczki wpadnie również mgiełka do twarzy z powyższej króliczkowej serii, także szczególnie zachęcam do zaglądania na bloga osoby z cerą suchą. 
 Niedawno otrzymałam również paczkę, w której skład weszły trzy kosmetyki wygrane w rozdaniu: Peach Sake Pore BB Cream od Skin Food; Peach Sake Pore Pact od Skin Food; Wonder Pore Special Wow Kit od Etude House a także kupione sweterek z Liz Lisy, trzy pary rajstop i dwie skarpet.

Jaką recenzją z powyższych rzeczy jesteście zainteresowani najbardziej? (❁´‿`❁)
Pozdrawiam Was i życzę Wam miłego dnia!

wtorek, 24 lutego 2015

Recenzja: Azjatycki Zakątek, koronkowa bluzka

Wróciłam, moi drodzy! (❁´‿`❁) Po antybiotykach, nadal jednak zakatarzona i na zwolnieniu. A jak Wasze zdrówko? Straszliwe są te wirusy.

Na wstępie chciałabym Wam gorąco podziękować za Wasze głosy na moje zdjęcie w konkursie Gatta. Dzięki Wam udało się przykuć wzrok jury i zajęłam drugie miejsce! Nadal nie mogę w to uwierzyć! ☆(❁‿❁)☆
Czy w związku z tym, będzie interesował Was wpis zdjęciowy z wyjazdu? Wiem, że to nie jest zbyt mocno związane z tematyką bloga, jednak od czasu do czasu chciałabym pisać coś ot tak z mojego życia.
Inna informacja, która jest ważna dla życia bloga - postanowiłam założyć fanpage aby informować czytelników o aktualnościach, zapowiedziach i częściej dawać oznaki życia niż widać je tutaj. Fanpage nazywa się Hime Chatte a widżet z nim związany już pojawił się w prawym panelu bloga pod zdjęciami z Instagrama.
Jeżeli ktoś już na niego zajrzał to wie, że ten wpis będzie recenzją ubraniową ze sklepu Azjatycki Zakątek. Jestem świeżo po dorobieniu się dobrego sprzętu do zdjęć (dlatego też ten wpis tak się przeciągał) więc mam nadzieję, że teraz będę częściej pisać! (◡‿◡✿) Także dziś prezentuję Wam ciuszek pod nazwą sklepową:


  Koronkowa bluzka 
 Ja mimo dość wysokiego wzrostu (171cm) uważam, że jest to bardziej tuniczka niż bluzka. Jest asymetryczna - z przodu widzimy dwie warstwy tiulu i koronkę a z tyłu ta część jest zakryta przez materiał o największej widocznej powierzchni. Uważam, że wygląda to bardzo ciekawie, lubię taką subtelną asymetrię. 
Bluzeczka jest dosyć luźna w tułowiu a przy tym nie jest rozciągliwa. Warstwy widoczne u dołu są tak uszyte, że tworzą delikatny ładny puff.
 
Kołnierzyk składa się z dwóch oddzielnych warstw z wyszytym kwiatowym motywem. Wyprałam bluzeczkę zaraz po otrzymaniu przesyłki i niestety okazało się, że materiał na kołnierzyku jest dość kapryśny i ciężko  go wyprasować. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęć od razu bo po wyjęciu z paczuszki był idealnie wyprostowany!
Od wewnątrz jest podszyta delikatną bawełną w duże szare kropki (co mnie głęboko intryguje bo zauważyłam na zdjęciach, że jednak troszeczkę je widać). Rękawy są wykończone delikatną koronkową aplikacją.

Zgodnie ze sklepowym opisem, sukienka jest bawełniana i ma rozmiar uniwersalny o wymiarach:
biust: 84 cm
szerokość ramion: 38 cm
długość rękawa: 60 cm
długość: 79 cm
Jako że noszę rozmiar M i jest nieco za wąska w ramionach i troszeczkę za krótka w rękawach, uważam że to standardowa S-ka. 
Poniżej moje zdjęcie w opisywanym ciuszku.  (◡‿◡✿)
 Ciuszek idealnie nadaje się do stylizacji typu mori czy cult party kei. Kojarzy mi się z unikatowym stylem Etsuny Otsuki, jest delikatna i ma w sobie coś baśniowego.
Bluzeczkę na Zakątku możecie znaleźć TU

Na zdjęciu mam na sobie również rajstopki z Azjatyckiego Zakątka - również bardzo dobrej jakości. Są bardzo rozciągliwe, osobiście na co dzień noszę rajstopy czwórki i przy moim wzroście i wcale niechudych nogach leżą perfekcyjnie! Także osoby wyższe nie muszą się bać. (✿◠‿◠)

Tymczasem w drodze do mnie jest sweterek Liz Lisy, sukienka z Taobao i oczywiście masa kosmetyków! 
Pozdrawiam Was cieplutko i wszystkim zakatarzonym życzę dużo zdrowia!