środa, 24 grudnia 2014

Recenzja: TonyMoly, Crystal Tear Glitter Eyeliner, crystal white

Moi drodzy, na wstępie życzę Wam pięknych i srebrnych świąt! Mam nadzieję że najbliższe dni będą dla Was pełne cudownych chwil, miłych niespodzianek i radości~


Jak się domyślacie, naprawdę nie miałam czasu usiąść do bloga przez ostatnie tygodnie. Studia całkowicie pochłaniają mój czas wolny do tego stopnia, że brak mi go dla siebie i dla Was. Jednak już niedługo sesja i po niej na pewno uda mi się znaleźć jakieś dwie pojedyncze godzinki żeby napisać kolejną recenzję. Ostatnio w moim domu pojawia się coraz więcej rzeczy do zrecenzowania, także przede mną mnóstwo materiału do opisania!
Dziś chciałabym zaprezentować Wam prześliczny kosmetyk, jakim jest Crystal Tear Glitter Eyeliner od TonyMoly. Tak bardzo przypomina mi skrzący się śnieg i świąteczne lampki dlatego uznałam, że będzie idealnym gościem na dziś.





Jest to jeden z kilku rodzajów tego typu eyelinerów od TonyMoly. Występuje w różnych odcieniach, między innymi różowym, niebieskim, srebrnym i białym - o którym będę pisać. Zawiera brokatowe drobinki, które rzeczywiście mienią się jak łzy! Jednak przejdźmy do detali.

❅ Pędzelek: Jest cieniutki, miękki, ładnie wyprofilowany i bardzo precyzyjny.  
Konsystencja: Eyeliner jest bardzo rzadki jednak nie spływa, co jest dużym plusem!
Zasychanie: W formie przed zaschnięciem między drobinkami wydaje się przezroczysty i wygląda jak prawdziwe łzy. Po zaschnięciu przestaje taki być i staje się bardziej srebrny i jednolity. Schnie zaskakująco szybko (około 20 sekund)!
Krycie: Gdy zaschnie staje się dosyć intensywny i wyraźnie się odznacza.
Trwałość: Niestety eyeliner po zaschnięciu bardzo łatwo się kruszy i nawet po czterech godzinach widzę odpryski. Nawet po zwykłym przetarciu oczu schodzi niemal całkowicie.
Zmywalność: Nie ma żadnego problemu.
❅ Dodatkowo: Nie wiem czego to kwestia i czy dużo osób tak ma - ten produkt nie ma wielu recenzji w internecie i nikt się na to nie skarżył. Osobiście nie mam na nic stwierdzonej alergii ale muszę przyznać, że po nałożeniu eyelinera skóra w tym miejscu lekko mnie swędzi. Niezbyt mocno, nie ma żadnych podrażnień czy zaczerwienień i właściwie mi to nie przeszkadza poza faktem, że czasem gdy się zapomnę i się podrapię to po prostu ściągam eyeliner palcem. Może któraś z Was miała okazję go użyć i ma podobne objawy?
❅ Gdzie kupić: Cieplutko polecam stronę Azjatycki Zakątek, tam eyeliner nie jest drogi i możecie mieć pewność że otrzymacie oryginalny produkt!


 Mimo kilku wad, uważam że eyeliner jest przecudowny. Spełnia swoją rolę i bardzo przyciąga spojrzenia! Wielokrotnie już usłyszałam, że bardzo ładnie to wygląda. Od dawna marzyłam o tego rodzaju eyelinerze i z pewnością będę wracać do tego rodzaju produktu bo stał się niemal niezbędny w mojej kosmetyczce. (✿◠‿◠)

Na zdjęciu (niestety słabej jakości - musicie mi to wybaczyć ale sprzęt i światło odmówiły mi posłuszeństwa) eyeliner widać na dolnej powiece przy kąciku łzowym oraz delikatnie na dolnych rzęsach; to moja ulubiona metoda nakładania tego kosmetyku. 




Kochani! Chciałabym również podzielić się z Wami informacją o moim pierwszym małym sukcesie, jakim jest wydanie kalendarza mojego autorstwa! Na stronie Azjatyckiego Zakątka już teraz można składać zamówienia na kalendarz 2015, którego tytuł brzmi "Kobiety Azji". Zawiera sześć prac całkowicie wykonanych przeze mnie i przedstawia kobiety różnych azjatyckich nacji w ich tradycyjnych strojach: Chinkę, Japonkę, Tajlandkę, Hinduskę, Koreankę oraz Wietnamkę. Ilustracje ujęłam symbolicznie, chciałam ukazać wagę stroju tradycyjnego - jak bardzo jest połączony z tym, co go otacza. Dlatego przenikają w tło, stając się jednym elementem. Starałam się użyć charakterystyczne motywy jednocześnie łącząc je z porami roku.
Kalendarz znajduje się tu: LINK



Nadchodzące recenzje: Petite Bunny Gloss Bar (TonyMoly), Sweet Almond Eyeliner (Skinfood), Dear Girls be Clear Pact (Etude House) a także ubraniowe!~
Jeszcze raz życzę Wam wszystkiego najlepszego! 

wtorek, 21 października 2014

Recenzja: Etude House, Precious Mineral BB Cream, Blooming Fit

Hej, kochani!
Chciałam tę recenzję zostawić na sam koniec z serii zakupów z Azjatyckiego Zakątka ale postanowiłam jednak zapełnić lukę ciekawszym wpisem. Także dziś naszym bohaterem będzie


 
 Jest to krem BB z serii Precious Mineral, która słynie z pozytywnych opinii i ostatnio rozszerzyła linię o nowe kremy. Choć niezmiernie kusił mnie tak wychwalany Cotton Fit, postanowiłam spróbować jednego z nowych. Wybór padł na Blooming Fit przede wszystkim dlatego, że jest przeznaczony do każdego typu cery a jak pewnie wiecie, moja ostatnio płatała mi figle.

 Producent zapewnia nas, że krem rozjaśnia cerę, sprawia że staje się promienna, gładka, nawilżona, kontroluje  sebum i zapobiega starzeniu. Choć przedwczoraj faktycznie się mocno postarzałam, niestety tego ostatniego działania nie będę w stanie dla Was określić.



 ❤  ❤  ❤




  Opakowanie: Jest naprawdę ładne i funkcjonalne. Design jest elegancki i dosyć prosty, a przy tym kobiecy i subtelny. Jak widać na powyższym zdjęciu, tuba zakończona jest pompką, do których zawsze podchodziłam z lekkim uprzedzeniem. Okazuje się, że w przypadku tego kremu naprawdę nie ma czym się martwić. Dotąd jeszcze nie miałam z nią żadnych problemów - nie wiem jak będzie pod koniec - jednak krem stoi na nakrętce więc jest zawsze na dole.

Kolor:  (Oceniam kolor "Light Beige") Krem jest w odcieniu dosyć żółtym, jednak po rozprowadzeniu daje efekt zimnego beżu. Muszę przyznać, że po nałożeniu kremu moja buzia ma niemalże ten sam odcień co szyja jednak dla mnie jest odrobinę za zimny.

 
Krycie: Krem kryje dosyć intensywnie i nie potrzeba do niego korektora; wydaje mi się że w bardzo podobny sposób jak Beblesh Balm ze Skin79, którego recenzję znajdziecie tu. Z powodu konsystencji troszeczkę osadza się przy płatkach nosowych i głębszych liniach, jednak nie tak mocno jak krem wspomniany wyżej. Niestety muszę również przyznać, że jest dosyć ciężki ale za to naprawdę dobrze kryje.
 
Działanie: Czy krem faktycznie dostosowuje się do każdego typu cery? Według mnie, jest stanowczo za tłusty. I o ile naprawdę wygląda ładnie  i faktycznie rozjaśnia cerę, to efekt "rozświetlenia" cery to na moim tłustym nosku zwyczajne świecenie się (bez pudru "świecenie" utrzymuje się na nosie właściwie cały dzień i po prostu krem mi spływa). Na policzkach mam cerę bez skłonności do przetłuszczeń, więc one tylko delikatnie się błyszczą. Nie zaobserwowałam dotąd żadnych zmian na cerze. 
Trwałość: Krem za to jest dosyć trwały (jedynie przy tłustej cerze przynajmniej raz dziennie trzeba dopudrować nosek ale to też kwestia pudru). chociaż przy mojej problematycznej cerze na nosku i wokół niego po 6 godzinach już krem wygląda jak starty.
Wydajność:  Krem jest BARDZO wydajny! Jedno naciśnięcie pompki wystarczy aby pokryć cała twarz a nawet szyję przy cienkim rozprowadzeniu.
  Zapach: Bardzo subtelny przypominający kwiatowe mydełko.
Cena: Niestety krem zalicza się do tych droższych, kosztuje 56zł na stronie Azjatycki Zakątek




❤  ❤  ❤

Ten krem pod wieloma względami bardzo mi się podoba i nie wiem czy dlatego, że wydałam na niego dużo pieniążków, czy dlatego że ma takie ładne opakowanie - po prostu nie potrafię go ocenić obiektywnie. Na pewno muszę przyznać, że krem świetnie spisuje się z pudrem również od Etude House - Dear Girls be Clear i puder nadaje rozświetlonej cerze odpowiedni cieplejszy odcień i ładną matowość. Jedyny problem jaki z nim mam to właśnie ta sfera noska, bo naprawdę nieprzyjemnie się przetłuszcza.


A już niedługo otrzymam kolejną paczuszkę od Azjatyckiego Zakątka, która zawiera czarny eyeliner od Skinfood, brokatowy eyeliner z Tonymoly oraz uroczy króliczkowy błyszczyk! (*゚▽゚*) Podzielcie się swoimi opiniami i spostrzeżeniami! Recenzje jakiego typu produktów Was interesują najbardziej?
Jak zawsze zapraszam na mój:

http://ask.fm/reosia


I życzę wszystkim miłego wieczoru~ ヽ(*・ω・)ノ

niedziela, 5 października 2014

✿ Aktualności i Liebster Blog Award ✿

Hej, kochani!
Dzisiaj post będzie taki troszkę informacyjny, będą w nim zapowiedzi i zaległości. Po całym życiu oczekiwania, dostałam własnego laptopa i właśnie zorganizowaliśmy sobie internet więc w końcu mogę zająć się blogiem (niestety jeszcze nie mam Photoshopa więc nie mam jak dekorować zdjęcia i je ładnie przerabiać). Także zacznę może od wyjaśnienia, dlaczego piszę dopiero teraz. Jeśli ktoś mnie obserwuje na Instagramie (bo tam wrzucam zdjęcia niemal codziennie) to prawdopodobnie wie, że jestem tydzień po przeprowadzce. W tym tygodniu miałam masę spraw organizacyjnych na uczelni i oczywiście nie obyło się bez dodatkowych problemów. Wstaję wcześnie rano, plan dnia mam rozplanowany co do minuty, a wieczorem nie jestem już w stanie niczego zrobić.
Postanowiłam jednak uporządkować sobie wszystko, zakładając masę kolejnych profili w internecie.
Z takich najświeższych nowości - otworzyłam profil na portalu Lookbook! Dużo osób pytało mnie o stylizacje a ponieważ teraz mieszkam w bardziej przestronnym mieszkaniu, mam znacznie lepsze warunki na robienie zdjęć. Tutaj prawdopodobnie też będę je wrzucać, jednak raczej nie pojedynczo.. Chociaż nigdy nie wiadomo co wpadnie mi do głowy. W każdym razie zapraszam na mojego ~>Lookbooka<~
A to moja pierwsza, skromna stylizacja (przepraszam za brak makijażu):


Poza tym aby oddzielić sferę artystyczną od modowej, otworzyłam również fanpage'a na Facebooku. Oczywiście pod niebanalną nazwą "Reoa". Na razie wrzuciłam tam tylko starsze prace, które lubię i aktualnie jest tam trochę cichutko ale już niedługo się to zmieni. Powrót do środowiska artystów wpłynął na mnie pozytywnie i dostałam weny twórczej! Tematyka moich prac troszkę się zmieni, ponieważ moja ulubiona pora roku również jest natchnieniem.. Jednak na kolejnych kartkach zawitają leśne wróżki, nimfy, jelonki i puchate zwierzątka.


Jeśli chodzi o zapowiedzi, to już niedługo zawitają na blogu recenzje moich zakupów w Azjatyckim Zakątku! Pochwalę się nawet, że nawiązałam z nimi współpracę graficzną i jeszcze w tym roku będziecie mogli kupić kalendarz czy nawet ciuchy z moimi grafikami! ヽ(*・ω・)ノ


Na powyższym zdjęciu widać całą zawartość mojej przesyłki! Widać tu:
~ krem BB "Precious Mineral BB Cream Blooming Fit" (Etude House)
~ puder "Dear Girls be Clear Pact" (Etude House)
~ pianka do mycia twarzy "Creamy Latte Cleansing Foam" truskawkowa (Missha)
~ teczkę Rilakkumy
~ przywieszkę do telefonu z Chi's Sweet Home
+ próbki produktów w uroczej folii z króliczkiem!

Może coś z powyższych Was interesuje na pierwszym miejscu? Dajcie znać co zrecenzować jako pierwsze! (✿◕‿◕)



 Zostałam także nominowana do dwóch zabaw blogowych. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zje za to, że zrobię to w jednym poście, bo to nie wprowadzi niczego do bloga i nie zamierzam nikogo nominować. Dziś odpowiem na tą, którą powinnam już dawno się zająć, czyli Liebster Blog Award.

1. Co w Twoim życiu zmieniło się od czasu założenia bloga?
Najważniejsze takie wydarzenie to dostanie się na studia i przeprowadzka do Poznania.  Poza tym niewiele się zmieniło, drobne niewiele znaczące na dłuższą metę wydarzenia. Moje zainteresowania przesunęły się w trochę innym kierunku.. Gdy zakładałam bloga byłam absolutnie zachłyśnięta modą pastel goth i typowym, przesłodkim fairy kei. Teraz fairy kei podoba mi się tylko w wydaniu Etsuny Otsuki, wolę stonowane kolory i bez nadmiernej ich ilości. Pastel goth przejadło mi się zupełnie. Aktualnie jestem Roma Gyaru, jednak zaczynam iść w kierunku Mori, wracam do dawno umiłowanej tematyki fantastycznej, magii i natury.
2. Skąd czerpiesz inspirację do tworzenia kolejnych postów?
Ciężko to nazwać inspiracją.. Ale chyba po prostu z fizycznych przedmiotów, które mnie otaczają i wpadają mi do kosmetyczki czy szafy. Ewentualnie do szkicownika.
3. W jakim stopniu wygląd Twojego bloga odzwierciedla Twoją estetykę?
Choć namęczyłam się z tym szablonem i podoba mi się, to chciałabym dużo zmienić. Wolałabym chyba wejść w beże, jednak nadal z dodatkiem bardzo subtelnego różu, przystroić go kwiatami. Ale potrzebowałabym na to więcej czasu, a go nie mam.
4. Czy gdyby ktoś zaproponował Ci całkowitą zmianę wyglądu bloga, zgodziłabyś/zgodziłbyś się?
Absolutnie nie, przyjęłabym jedynie pomoc w zrobieniu tego tak jak ja chcę. 
5. Co Twoje otoczenie (znajomi, rodzina) sądzą na temat Twojego blogowania?
Rodzina że jest dziecinne, śmieszne i to strata czasu. Znajomym na szczęście przeważnie się podoba i dziękuję im za to~
6. Ile czasu spędzasz zwykle na blogosferze?
Minimalnie tyle ile jest to potrzebne.
7. Czy jest coś, czego oczekujesz od swoich czytelników?
Niczego nie oczekuję, jednak sprawia mi dużą przyjemność gdy w komentarzach dzielą się ze mną swoimi opiniami.
8. Czy to pierwszy Twój blog? Ile było ich wcześniej? 
Mój pierwszy blog powstał gdy byłam gdzieś między trzecią a czwartą klasą podstawówki i był o jednorożcach.. Tak.. Prowadziłam także małą watahę wilków na Onecie. Potem w gimnazjum razem z moją kochaną Katiasą założyłyśmy bloga, którego prowadziłam najdłużej. W zasadzie istnieje on nadal i zawiera opowiadanie o organizacji Akatsuki. Potem samodzielnie założyłam blog, również z opowiadaniem i był to romans na tle japońskich wiśni. Napisałam tylko dwa rozdziały. To nie były moje jedyne blogi, było ich znacznie więcej. Wymieniłam jedynie takie, które coś więcej znaczyły.
9. Jak reagujesz na spamerskie komentarze?
Nie przeszkadzają mi, po prostu jakoś intuicyjnie omijam je wzrokiem. 
10. Jakie masz zdanie na temat muzyki odtwarzającej się w tle, po wejściu na czyjegoś bloga?
Strasznie mnie to denerwuje. 
11.  Czy oceniasz aktywność na Twoim blogu jako satysfakcjonującą?
Tak, jestem bardzo mile zaskoczona! Strasznie mnie cieszy to, jak dużo osób obserwuje i udziela się na moim blogu, dziękuję Wam z całego serca!

Jeszcze raz dziękuję kochanej Barbar za nominację!
Zostałam również nominowana przez Yui Yuutę do "Pierwszy krok do lepszego 'ja'" ale niestety jeszcze nie mam zdjęć. Także po prostu przy następnym tego typu wpisie wrócę do tej nominacji.


Oczywiście tak jak zawsze w przypadku pytań zapraszam na mój:

Pozdrawiam cieplutko~ (っ・ω・)っ

PS. Swoją drogą, czy w tym poście moje zdjęcia są za mocno nasycone albo za jasne/ciemne? Bo na nowym laptopie wszystko wygląda inaczej i nie mam pojęcia czy jest dobrze..

poniedziałek, 15 września 2014

Recenzja: Circle Lens, Dollyeye - Crystal.i Grey (Uniqso)

♥ ♡  Dollyeye, Crystal.i Grey ♥ ♡ 


marka: Dolleye
średnica: 14.5mm
nawodnienie: 38%
moc: -7.00 dioptrii
trwałość: 12 miesięcy

Jak już wspominałam wiele razy są to soczewki, które wygrałam w konkursie sklepu Uniqso. Otworzyłam je dopiero jakieś dwa tygodnie temu, ponieważ poprzednie noszę już 7 miesięcy a potrzebowałam bardziej naturalnych. I byłby to niemal strzał w dziesiątkę, gdyby nie dwie maleńkie sprawy.
Soczewki z Uniqso przyjeżdżają bezpiecznie zapakowane w misiowych pudełeczkach z podziękowaniami w różnych językach oraz (niestety nie zawsze) pojemnikiem na soczewki. Po otwarciu pudełeczka okazuje się, że buteleczki są szczelnie zawinięte w malutką folię bąbelkową i oklejone taśmą. Jak każde szklane pojemniczki, w miejscu otwarcia są zabezpieczone aluminium, pod którym są gumowe zatyczki.

wygoda: /5
Niestety, tutaj się nie popisują. Soczewki strasznie uwierają w oko, zwłaszcza przy zakładaniu. Zawsze po nałożeniu na oczy mam wrażenie jakby coś na nich było. Czasami po godzinie uwieranie przestaje być tak odczuwalne, jednak cały czas czuję że mam w oczach soczewki. Ze względu na niższą zawartość wody, bardzo szybko się przesuszają i gdy je zdejmuję, zawsze są kompletnie suche.
kolor: /5
Gdy zaobserwujemy samą soczewkę, nadruk jest delikatny a na krawędzi okrąg nie jest czarny, tylko subtelnie przyciemniony (soczewki mają 2 tony). Po założeniu okazuje się, że wyglądają niemal identycznie jak moja naturalna tęczówka i przejście jest tak naturalne, że sprawiają wrażenie jakbym miała po prostu naturalnie większą tęczówkę. Z moimi szaro-błękitnymi oczami, czasami sprawiają wrażenie szarych a czasem pochmurnego błękitu. Ponadto mają uniwersalny kolor szary, dlatego śmiem twierdzić, że są idealne dla oczu jasnych.
efekt: ❀/5
Mimo, że mają 14,5mm mam nieodparte wrażenie, że wciąż noszę 16.0mm! Natomiast co do nazwy modelu (crystal.i), oczy faktycznie wyglądają jak zimny kryształ, ponieważ między szarościami są części przezroczyste, przez które prześwituje lekko białko oczu i sprawia wrażenie jakby to był naturalny blask. Wyglądają naprawdę świetnie.
cena:  
13.08€ na Uniqso, czyli około 55zł

światło dzienne:
światło sztuczne: 
półcień:

A tak wyglądam w soczewkach ja: 

Ostateczną ocenę za:
+ kolor i strukturę (efekt kryształu)
+ naturalność
+ powiększenie

z ogromnym minusem za:
- brak jakiejkolwiek wygody
- słabszą widoczność

/5


♥ ♡ 

A już niedługo recenzje moich zakupów w nowo otwartym, polskim sklepie Azjatycki Zakątek!  
Jak zawsze, w przypadku pytań czy dodatkowych zdjęć, nie wahajcie się - z chęcią odpowiadam na każde! -> ask.fm

czwartek, 28 sierpnia 2014

Recenzja: IT'S SKIN Babyface BB Cream Silky

Hej, kochane!
Post o stylach gyaru jest wciąż w trakcie tworzenia, jednak temat jest tak obszerny, że dopracowanie go takiego stanu do jakiego bym chciała, zajmie mi jeszcze dużo czasu. Chciałabym opisać style, o których nie mówi się dużo i opracować to graficznie, także mimo że mam już rozbudowaną wersję roboczą, prawdopodobnie nie pojawi się ona szybko.
Dzisiaj chciałabym podzielić się moim doświadczeniem z nowym kremem BB z firmy It's Skin. Do kupna zachęciła mnie recenzja mojej drogiej przyjaciółki Katiasy (o tutaj -> link), która była tak miła i aż dwa razy pozwoliła mi użyć swojego kosmetyku. Przez małe nieszczęście jakim jest moje roztrzepanie, w niewiadomych okolicznościach zgubiłam aż dwa kremy BB (wiem, mi też ciężko w to uwierzyć) a jako że wcześniej recenzowany już przeze mnie krem od Skin79 - VITAL niezbyt wpasowuje się w moją cerę, postanowiłam zainwestować w coś bardziej naturalnego.

♥ ♡  IT'S SKIN Babyface BB Cream Silky ♥ ♡ 

Jest to krem przeznaczony do cery mieszanej i tłustej. Jego zadaniem jest delikatne rozjaśnienie cery, wygładzenie, nawilżenie przy jednoczesnym kontrolowaniu wydzielania sebum i zmatowieniu cery. Mała tubeczka o zawartości 30ml kremu. Jego odpowiednikiem do skóry suchej, jest Babyface Cream Moisture.

❤  ❤  ❤

Opakowanie: Na pierwszy rzut oka chyba większość z nas jest zachwycona tym przeuroczym opakowaniem imitującym małego bobaska, który ma się odwoływać do efektu działania kremu. Jednak dopóki nie zobaczyłam go na własne oczy, nie sądziłam że te skrzydełka są nadrukowane na przezroczystej plastikowej nakładce. Mi osobiście troszkę ona przeszkadza w używaniu kremu ale strasznie szkoda ją zdejmować.


Kolor: Krem ma dosyć jasny, ciepły beżowy odcień i bardzo ładnie wpasowuje się w kolor cery ponieważ nie kryje całkowicie. Zarówno na mojej zaróżowionej skórze wokół nosa, jak i na troszkę bardziej beżowej na policzkach w świetle dziennym wygląda bardzo naturalnie.


Krycie: Jest naprawdę bardzo lekki, nie obciąża skóry. Jest półprzezroczysty i rozprowadza się bardzo cienką warstwą na skórze dlatego przykładowo moje "zaróżowienia" po nałożeniu kremu nadal są widoczne, jednak delikatniej. Dlatego aby zakryć różne niechciane sprawy takie jak cienie pod oczami czy wypryski, będziecie potrzebowały korektora, który je zupełnie zasłoni. Poza tym krem niczego nie zatyka, nigdzie się nie osadza, nawet po całym dniu.
Działanie: Nie wiem dlaczego, ale ostatnio moja skóra z tłustej zrobiła się okropnie sucha (tylko z wyjątkiem noska) a ten krem jest przeznaczony do cery tłustej i mieszanej. Po nałożeniu kremu na partiach suchych, czuję że moja skóra delikatnie napręża się jak płótno naciągnięte na krosno. Jednak mimo to, krem spełnia swoją rolę. Po nałożeniu kremu, zauważam że po kilku godzinach moja skóra wygląda faktycznie jak skóra dziecka. Jest miękka i o wiele gładsza.
Trwałość: Krem do wieczora staje się już niemal niewidoczny, jednak osobiście wydaje mi się, że on się po prostu wchłania, bo tak jak napisałam wyżej - na wieczór zaobserwowałam poprawę stanu skóry.
Wydajność:W porównaniu do wcześniej recenzowanego przeze mnie kremu VITAL od Skin79 mam wrażenie, że muszę używać go trochę więcej aby pokryć twarz. Ilość wielkości ziarnka grochu VITAL wystarczyła żeby pokryć policzek. W przypadku Babyface, starczy mi tyle na brodę. Nieszczęśliwie, bo jednak tubka jest mała.
 Zapach: Jak dla mnie to jest jego duży atut. Już kiedyś wspomniałam, że zazwyczaj nie zwracam na to uwagi, jednak po wyciśnięciu zaledwie odrobiny kremu natychmiast oczarował mnie subtelny, kremowy zapach świeżej, słodkiej brzoskwini.
Cena: 39zł na stronie Beautikon, którą serdecznie polecam.

❤  ❤  ❤

 Ostatecznie uwielbiam go za lekkość, naturalność, działanie no i ten cudowny zapach. Choć zawsze wolałam kosmetyki o mocniejszym kryciu, efekt tego przejrzystego kremu wywołał we mnie naprawdę miłe wrażenie.


A jakie są Wasze ulubione kremy BB? Może któraś z Was używała powyższego?

 W przypadku dodatkowych pytań czy zdjęć, zapraszam na moje konto na portalu Ask.fm. Chętnie odpowiem na każde pytanie! ~^A^)~

W najbliższym czasie przewiduję recenzję soczewek od Dollyeye, Crystal.i Grey, które wygrałam w konkursie Uniqso jakiś czas temu. 

niedziela, 20 lipca 2014

Styl gyaru; tutoriale

Hej, kochani~!
Znowu mnie troszkę nie było ale ostatnio jestem dość zabiegana. Chwilowo również nie miałam czasu żeby zrobić jakieś fajne zdjęcia, dlatego w dzisiejszym poście pojawią się takie, które nie są mojego autorstwa. W zasadzie nie byłam pewna czy powinnam napisać jakąś notkę o stylach azjatyckich, które wiążą się z tematyką bloga bo wiem, że wiele osób je już pisało i może to być trochę sztampowe. Dlatego najpierw po prostu napiszę krótki opis tego jednego stylu jakim jest gyaru i dodam interesujące tutoriale, które pokazują różne techniki malowania się jak gyaru. Są to skany japońskich magazynów, do których niestety nie posiadam źródeł, znalazłam je w w różnych portalach, a one same wielokrotnie nieraz się w różnych przewijały.

gyaru kei

 Gyaru - inaczej nazywane gals, dosłownie są to modne, japońskie dziewczyny. Jest to styl, który da się rozpoznać na pierwszy rzut oka. Duże oczy, długie rzęsy, gęste, najczęściej jasne falowane włosy, dokładnie dopracowany, modny ubiór i dodatki.
Makijaż polega na stworzeniu iluzji młodej, świeżej promiennej twarzy. Wiąże się z tym maksymalne wygładzenie skóry twarzy, dramatyczne powiększenie oczu za pomocą soczewek, cieni i sztucznych rzęs, osłodzone rumieńcami i uroczym, różowym odcieniem ust. Ma wiele możliwości i jest najczęściej dostosowany do typu gyaru.
Styl gyaru ma wiele różnych rodzajów, wyróżniają się takie jak: hime ("współczesna księżniczka"), romantic (w skrócie "roma"), hime-kaji (codzienna wersja "hime"), rokku, onee ("starsza siostra"), bardziej kolorowe i już bardzo rzadkie kogal i yamanba a nawet takie jak militarna gyaru, mori gyaru (połączona ze stylem mori, co znaczy "las"), bohemian (hippisowska), czy na cześć konkretnych japońskich gwiazd jak Namie Amuro.
Podobno styl ten już powoli wygasa w samej Japonii, jednak w Europie przeżywa swoje apogeum. Takie zagraniczne gyaru są określane słowem "gaijin" czyli "obcy".

Poniżej zamieszczam zdjęcia tutoriali przeróżnych makijaży w stylu gyaru, zarówno tych "klasycznych" jak i romantycznych, czy też rockowych:















Ja uwielbiam ten styl, w szczególności w odmianach romantic czy himekaji.
A jakie są Wasze opinie na temat stylu gyaru? Może macie jakieś swoje ulubione albo nawet same jesteście modną gal? Czy uważacie, że powinnam napisać post o wszystkich stylach?
Podzielcie się opiniami w komentarzach lub zadajcie pytania na moim asku! o(^ A ^)o

poniedziałek, 30 czerwca 2014

✿ Egzaminy i przyjaciółki ✿

Hej, kochani!
Nietypowo dla mnie, w ostatnim tygodniu dużo się działo. Parę osób pytało mnie o egzaminy na studia i obiecałam, że się pochwalę. Chwilowo wyniki jeszcze nie są mi znane, poznam je najprawdopodobniej we wtorek wieczór. Muszę przyznać że z części rysunkowej jestem dumna, półtoraroczna przerwa w rysowaniu jednak coś dała! ~^ A ^)~ Jak zobaczyłam tę cudowną i przemiłą panią modelkę to tak zachciało mi się rysować, że bez wahania wyciągnęłam nawet pędzel, tusz i akryl, nawet odważyłam się użyć białej kredki. Nigdy wcześniej tego nie robiłam! Malarstwo za to poszło mi wprost proporcjonalnie beznadziejnie w stosunku do poziomu rysunku i straszliwie wstydziłam się bronić tą okropną martwą naturę. Na grafice miałam intrygujący temat "czerwona, bardzo ostra papryka" i naprawdę, wtedy bardzo zwątpiłam w swoją pomysłowość i byłam pewna, że nic nie zdołam na ten temat twórczego wymyślić. Dlatego w ostateczności narysowałam Czerwonego Kapturka wbijającego nóż w oko wilka.
W drugiej części graficznej temat brzmiał wdzięcznie: "płynna rzeczywistość". Jak to ja, chciałam żeby to było ilustracyjne, śliczne i pełne detali. Zainspirowałam się trochę moim Sephirotem, i tamtejszym Zatopionym Mieście. Jeśli pamiętacie (a może nie) w mojej powieści znajdowało się Pływające Miasto, które zostało zbudowane na zgliszczach starego miasta, które zostało zatopione w czasie wielkiego Potopu. Nigdy wcześniej nie próbowałam tego zobrazować ale postanowiłam nieco pofantazjować i narysowałam filigranowe domki na tyczkach, wielką rafę koralową (teraz nienawidzę na jakiś czas koralowców) i masę morskich zwierzątek. Zrobiłam szybkie zdjęcia dwóch prac chowając się przed podejrzliwym spojrzeniem asystenta, dlatego są nieciekawej jakości jednak myślę że coś da się tam wypatrzyć. ^.^


Po kilku dniach w Poznaniu wróciłam do rodziców i po kilku dniach lenistwa postanowiłam po długim czasie odwiedzić moją kochaną Katiasę. Oczywiście zaczęło się przyklejanie rzęs, grzebanie po kosmetyczkach, poprawki w makijażu, i miałam okazję wypróbować ten cudowny eyeliner, o którym pisała na swoim blogu! Jak dotąd nigdy wcześniej nie miałam okazji przetestować żadnego eyeliner w żelu i muszę przyznać że z początku byłam dosyć sceptyczna jednak miło się zaskoczyłam. Eyeliner taki ma.. stałą konsystencję (określenie "żel" raczej kojarzyło mi się bardziej żelowato) dosyć woskowatą. Do jego nakładania dołączony jest płaski pędzelek, który ma dość szeroką powierzchnię jednak nigdy wcześniej narysowanie kreski na oku nie wydawało mi się tak proste. Naprawdę polecam i zachęcam do przeczytania recenzji Katiasy!


Potem któraś z nas wpadła na mądry pomysł aby wyskoczyć do galerii, co skończyło się tonami ciuchów w przymierzalniach.. i kupnem rajstop i stroju kąpielowego! Co zabawne, to urocze bikini nabyłam w sklepie Butik, w którym ciuszki kupowałam za śmiesznych czasów gimnazjum i później strasznie się do niego uprzedziłam. Weszłam zapytać tylko o piłki plażowe z wystawy i wyszłam ze strojem kąpielowym, ech. Jednak od dawna marzył mi się strój z falbanką, a jako że wszystkie staniki zawsze były na mnie za małe to gdy znalazłam dobry i to jeszcze przeceniony po prostu nie mogłam się oprzeć. No bo czy on nie jest przesłodki?


Dzisiaj z nowości również wypróbowałam makijażu według tutoriala pięknej Nikku, której jeszcze raz bardzo za niego dziękuję~

 

Tu też trochę z ostatnich rysunkowych nowości, jakaś randomowa postać i pierwsza próba narysowania ślicznej Kariko, którą pozdrawiam cieplutko

 
I to tyle na czerwiec, który już się kończy. Czasami przeraża mnie, jak szybko ucieka czas. Czuję się jakby Dzień Dziecka był zaledwie wczoraj.
Dobranoc~!

niedziela, 22 czerwca 2014

Recenzja: czarne lolicie buciki na średnim obcasie

Hej, koteczki! Długo mnie nie było i niestety musicie mi ten fakt wybaczyć, jak również to, że nie będę pisać tak często jak na początku. Już jutro czekają mnie egzaminy na studia i jestem straszliwie zestresowana i mam nadzieję przelać choć część tego stresu tutaj i go zostawić.
Dzisiaj chciałabym napisać skromną recenzję bucików, które nareszcie przyszły do mnie po miesiącu oczekiwania. Zamówiłam je indywidualnie od 404 error. Bardzo polecam ten sklep, właścicielki są przemiłe, wszystko Wam wyjaśnią i wyszukają i pomogą nawet najbardziej kapryśnym osobom (na przykład mnie).
Jestem nimi zachwycona, zauroczona i jestem po prostu zakochana. No bo spójrzcie na te zaokrąglone czubeczki!

Zamówiłam je jako ten model -> klik. Dziewczyny ze sklepu wówczas wyszukują takiego modelu jaki Wam się podoba w jak najniższej cenie. Towar jest jednak sprowadzany z Chin i może się nieznacznie różnić od tego, co nam się spodoba. Jedyna różnica jaką upatrzyłam, to brak platformy z przodu ale jako że jestem wystarczająco wysoka ten fakt jakoś mnie nie razi, jestem zadowolona.

Buciki wyglądają na solidne i mimo charakterystycznego dla chińskich wytwórców zapachu wydają mi się lepiej wykonane niż niejedne buty jakie kupiłam tu za podwójną cenę tych bucików. Bardzo ładnie się prezentują, są bardzo wygodne.. no i przede wszystkim śliczne!
Zawsze marzyłam o bucikach zapinanych na paseczki, jednak zapinanie ich wciąż na nowo zawsze zajmuje trochę czasu. Dlatego wytwórnie tych butów wymyśliły praktyczne rozwiązanie w postaci małych zatrzasków, które są zręcznie ukryte pod złoconymi zapinkami.


Obcas jest niewysoki, moim skromnym zdaniem perfekcyjny na codzienne spacery czy bieganie po mieście. Idealnie wpasowały się w całą moją szafę i są prześlicznym zwieńczeniem każdej kreacji!
A czy któraś z Was jest posiadaczką butów w stylu lolita?



Życzcie mi powodzenia! Bo ja chyba do jutra umrę ze strachu.
Paa~